Jeśli chodzi o płyny do higieny intymnej to mam problem z dopasowaniem sobie odpowiedniego. Tym razem wybór padł na ten, nie ukrywam, że ze względu na naturalny skład 98% składników pochodzenia naturalnego. I to było bingo, praktycznie się nie pieni, dość dobrze odświeża, nie podrażnia. Ma tylko jeden defekt. Raz otwartego nie da rady zamknąć, więc w podróż z nim się nie wybierzemy.
Odcień raczej w kierunku ciepłego, ale żadne pomarańczowe czy mocno ciepłe tony nie wybijają się na przód. Rozciera się też całkiem nieźle, ale trzeba mu dać chwilę. Konsystencja do moich ulubionych aksamitnych (np. Bell) nie należy. Niby produkt ok, a jednak są fajniejsze i do niego nie wrócę.
Maska ma lekką, żelową konsystencję z ciekawymi pękającymi drobinkami, fajnie wygładza skórę, która jest przyjemnie gładka jeszcze następnego dnia rano. Słoiczek szklany i solidny.
Jako perfumy nie przypadły mi do gustu kompletnie, chociaż zazwyczaj te zapakowane w różowe butelki są przyjemnie słodko-owocowe. Producent określa zapach jako orientalno-kwiatowy. Ni on orientalny, ni kwiatowy, ja czuję tylko znienawidzoną przez mój nos nutę ylang-ylang. Można by rzecz, że jak zwietrzeje gdzieś na szaliku to wręcz robi się nieco męski. A wietrzeje w tempie zastraszającym. Kupiłam w ciemno po opisie (a zapomniałam jak bardzo drażni mnie ylang-ylang). Po godzinie na skórze już go nie czuć. Ta niezbyt udana kompozycja zamknięta jest w uroczym flakonie na kształt kryształka. Przejdźmy do ich skuteczności... Uważam, że działają, nie tylko na płeć przeciwną, ale i na nosicielkę :-) Mieliście do czynienia z perfumami z feromonami? Może polecacie jakieś inne, bardziej przyjazne dla nosa?
Balsam ma raczej konsystencję gęstego masła, która o dziwo nie w trakcie rozsmarowywania ale już po zamienia się w olejek. Nawilżając ciało na co najmniej 24 godziny do następnego prysznica czy kąpieli. Zapach to nuty charakterystyczne dla marki Nuxe pomieszane z zapachem miodu.
Esencja ma faktycznie bardziej treściwą konsystencję niż tonik. Mimo, że mam przetłuszczającą się strefę T, to powoduje u mnie uczucie ściągnięcia. Nie zauważyłam, żeby cera była zmatowiona jakoś dłużej. Aplikator jest tragiczny, ponieważ pompka zacina się, dodatkowo dozuje małą ilość produktu i trzeba go naciskać z 10 razy. Zapach całkiem przyjemny, na uwagę zasługuje fakt, że 96% składników jest pochodzenia naturalnego.
Zapach kwiatowy-różany. Po chwili bardziej otulający dzięki piżmu i wanilii. Butelka prosta i kupiłam go właśnie z tego względu, żeby nosić w torebce. Utrzymuje się około trzech-czterech godzin. Jest to woda perfumowana. Mam nadzieję, że nie zepsuje się dość szybko, ponieważ właśnie takie doświadczenia mam z zapachem z drobinkami z Oriflame. Mam również nadzieję, że tych drobinek nie będzie mocno widać na ubraniach.
Zapach tej wcierki jest bardziej przyprawowokuchenny niż kosmetyczny. Nie zauważyłam jej działania, ponieważ raptem po trzech wtarciach w skórę głowy dostałam łupieżu. Ale ja mam wrażliwą skórę na nowe produkty. Na uwagę zasługuje aplikator, który dozuje sporo produktu. Dość szybko wciera się w skórę głowy.
Mgiełka ma w pierwszej nucie zapach owocowy i rześki, po chwili dołącza do niego słodycz wanilii. Całkiem przyjemna i wyczuwalna jakieś dwie godziny.
