Przysięgam, że jest to maseczka w płachcie o najdziwniejszym zapachu, jakiego używałam w życiu... Połączenie grilla (albo raczej aromamtu dymu wędzarniczego) z zapachem kiełków... Niemniej jednak dość fajnie nawilżyła skórę, która jeszcze rano była przyjemnie gładka i miękka. Nie zsuwała się podczas noszenia, a otworki były w dobrych miejscach, całkiem nieźl nasączona.
Ha ha ha, jestem ciekawa tego zapachu :)
OdpowiedzUsuńChętnie kiedyś wypróbuję :)