Maybelline, Total Temptation Palette - Paletka cieni i rozświetlaczy

Produkt idealny dla niezdecydowanych srok. Dlaczego niezdecydowanych? Otóż lewa strona jest ciepła, wręcz gorąca podczas gdy od lewej bije chłodem niczym od Królowej Lodu. Zacznę od rozświetlaczy, których przez moje srocze łapki przewinęło się już całkiem sporo (był to między innymi kultowy Mary Lou od The Balm czy nie ustępujące mu prawie w niczym polskie odpowiedniki Lovely czy Wibo Diamond Illuminator oraz Fashion Princess od My Secret), rozświetlacze w tej palecie to istny sztos! Na swatchu nie ma drobinek, jest tafla błysku, coś pięknego!

W palecie mamy zarówno cienie matowe jak i błyszczące, wszystkie dobrze napigmentowane. Fale wytłoczone na ich powierzchni wystają aż poza miejsce cienia, wygląda to przekozacko. Konsystencja nic mi nie urwała ale jest poprawna.

Design opakowania bardzo mi się podoba, na jego odwrocie mamy nawet ściągę, których cieni użyć i w jakim miejscu żeby dobrze wyglądać (nie do końca zgodzę się z perłą na łuk brwiowy, nigdy nie przekonam się do tego, kojarzy mi się z szalonymi latami 90-tymi). Niestety sama jakość plastiku pozostawia wiele do życzenia, jest na poziomie paletki za dwie dychy z Make Up Revolution (która po dosłownie kilku podróżach mi się rozwaliła). Boję się, że ta może podzielić jej los, gdy postanowię zapakować ją do kosmetyczki. Jest to też paleta niekompletna, brakuje w niej przede wszystkim matowego beżowego cienia.

Nie jestem do końca przekonana co do jej ceny (75zł), ponieważ paleta jest bardzo mała (13g), do tego ten kiepski plastik, no ale z drugiej strony warto ją kupić dla samych rozświetlaczy, ponieważ są warte każdej wydanej na nie złotówki.