niedziela, 16 września 2018

Indigo hybrydowy lakier do paznokci too many colours

Zacznę od tego, że nie jestem specjalistą w dziedzinie paznokci. Robię je sobie od jakiegoś pół roku. Nigdy nie miałam tego w planach, wyszło samo z siebie. Po prostu będąc na różnych eventach, zazwyczaj wracałam z upominkiem w postaci lakieru hybrydowego, potem dostałam lampę i tak to się zaczęło. Miałam styczność z wieloma niezbyt znanymi markami typu: Hihybrid, Mylaq, Palu, Mistero Milano czy Make AR. Wszystkie te marki kosztują przynajmniej o połowę mniej niż Indigo.
Nigdy wam o tym nie wspominałam, bo nie czułam się specjalistą w tej kwestii. Jednak jest coś co sprawiło, że muszę wylać swoją wściekłość.



Zapragnęłam przetestować coś, co jest uznawane za "mercedesa" w kwestii hybrydy czyli Indigo, żeby mieć jakieś porównanie do tańszych marek. Tym bardziej, że zbliżało mi się wesele i potrzebowałam czegoś w kolorze sukienki. Wszak Indigo jest chyba najpopularniejszą i jedną z pierwszych marek, które weszły na polski rynek lakierów hybrydowych. Mogłabym nawet zaryzykować stwierdzenie, że od niej i od Semilaca zaczęły się kilka lat temu paznokcie hybrydowe.

Za tę cenę spodziewałam się czegoś naprawdę dobrego, co znaczenie ułatwi mi pracę. Niestety zawiodłam się na całej linii. Po pierwsze buteleczka, która przyszła wyglądała nieestetycznie, etykieta była brudna. Opakowanie jest niedopracowane, a etykieta przyszła z jednej strony odlepiona. Po drugie po otwarciu okazało się, że lakier śmierdzi jak klasyczny lakier niehybrydowy (żadna z wymienionych wyżej firm nie wydziela takiego smrodu).

Horror miał dopiero nadejść... Postanowiłam najpierw przetestować mój nowy nabytek na wzorniku, pędzelek precyzyjnością nie grzeszy, bardzo ciężko jest pokryć paznokieć nie robiąc sobie przy tym smug, podczas utwardzania przez cały paznokieć zrobiła mi się niezidentyfikowana pręga... W lakierze pływają jakieś paprochy, które musicie wydłubać z paznokcia przed utwardzeniem. Dwie warstwy nie kryją paznokcia w 100%... Po dwóch i pół tygodnia noszenia, lakier (mimo, że byłam na urlopie, więc dłonie nie były mocno eksploatowane) odprysł z brzegów 3 paznokci, pomimo dobrego ich zabezpieczania. Przysięgam, że przez pół roku pracy z innymi tańszymi hybrydami nic takiego nie miało miejsca. 
Na plus jest tu tylko kolor, klasyczny, jasny nude, bo faktycznie pasował do opalonych dłoni i mojej jasnej sukienki.

Ja się pytam za co tu się płaci te 60 zł za buteleczkę?! Wydałam swoje ciężko zarobione pieniądze i jestem zła, bo kupiłam niesamowite gówno. Indigo powinno chyba brać przykład co do jakości od tańszych, mniej znanych marek. Nie polecam i nigdy nie wrócę. Zastanawia mnie tylko fenomen tych lakierów i to jak ktoś może pracować tylko na nich. A może to tylko kolekcja Natalii Siwiec jest takim failem? Nie zamierzam chyba tego sprawdzać. Dajcie znać jak to jest u was z hybrydą od Indigo. Przepraszam za przydługi tekst, ale musiałam wylać swoje żale:)

2 komentarze: