O boziu co ja się z nim namęczyłam... Najpierw wylewałam na wacik, niestety efekt żaden (nawet przy stosowaniu dwa razy dziennie). Potem postanowiłam wylewać na dłoń jak zaleca producent - efekt znowu praktycznie żaden, człowiek uchlapany po łokcie wraz z połową łazienki. W końcu postanowiłam go przelać do butelki z atomizerem i to było bingo (BTW, producencie, czemu nie zmienisz opakowania?)! Daje lekki efekt opalenizny i nie śmierdzi samoopalaczem. Z butelki ma zapach Nestea. Przestrzegam, że po otwarciu trzeba go trzymać w lodówce, ja schowałam go dopiero po kilku dniach jak szukałam w necie sposobu na jego aplikację i natknęłam się na tę informację (tak jest ona na tekturowym pudełku, w którym był produkt, ale kto by to czytał, przecież to od razu ląduje w kosz). I przechowywanie jest również dla mnie problemem. Idziecie do łazienki, myjecie buzię, sięgacie po tonik a tonik... w lodówce i trzeba dygać do kuchni. Może dla osób bez sklerozy będzie bardziej odpowiedni. Ponadto uważajcie, jeśli tak jak ja macie jedwabne podusie. Zniszczył mi ją chyba bezpowrotnie. Ja do tego diabła więcej nie wrócę, ponieważ mimo fajnego efektu jego używanie było dla mnie irytujące.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz