wtorek, 11 listopada 2014

Zdrada Oriflame - Tusz Covergirl Lashblast Volume:)

Tusz podobnie jak cienie z Revlonu, miałam okazję przetestować dzięki Ani, która przywiozła je dla mnie aż z USA. Kosmetyczna przepaść dzieli tusze dostępne na polskim rynku od tego. Po pierwsze tusz jest zakręcony zwykłą zakrętką, obok niego w opakowaniu widzimy szczoteczkę (nie kupujemy kota w worku). Szczoteczka jest bardzo duża i na początku obawiałam się, że zrobię sobie krzywdę (przyzwyczaiłam się do tej małej w tuszu z Oriflame The One Volume Blast). Nic takiego nie miało miejsca. Tusz idealnie rozdziela i podkreśla każdą rzęsę wydłużając ją, pogrubiając i lekko podkręcając. Mało tego, ma jedwabistą konsystencję, gładko rozprowadza się na rzęsach (mam wrażenie, że tusze, których używałam do tej pory były wodniste). Nie jest wodoodporny a mimo to nie rozmazał się jak uroniłam kilka łez. Jest też wydajny, bo w opakowaniu jest ponad 13 ml. Ma tylko jedną wadę, gdybyśmy chcieli zaopatrzyć się niego np. na allegro (gdzie czasami się pojawia), sporo kosztuje, trzeba dać około 50 zł. Jestem w szoku, bo jak sprawdziłam cenę tusz i cieni na Ebayu, to zamarłam. U nas w tej cenie (przeliczając na zł) to tylko chłam znajdziemy. Efekt macie na zdjęciu poniżej, mam wrażenie, że moje rzęsy wyglądają jakby były sztuczne. Na zdjęciu także kremowe cienie The One Oriflame w odcieniu Indigo i Beige Pearl, kreska zrobiona tuszem Wonder.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz